I stało się; zakończyłem dziś konfigurować mojego pierwszego VMware ESXi 3.5. Poszło bez żadnych problemów, choć miałem przed (i w trakcie) instalacji kilka wątpliwości. Pierwsza z nich dotyczyła zarządzaniem zwirtualizowanym środowiskiem. Gdy dowiedziałem się, że z darmowej wersji usunięta została Management Console, tak na prawdę nie wiedziałem jak będzie można tym administrować... W materiałach do ESXi można przeczytać, że wszystkie czynności administracyjne można przeprowadzać przy użyciu VMware Infrastructure Client lub przez VirtualCenter Server, przy czym o tym drugim wiadomo, że jest odpłatne i drogie, a tego pierwszego nie mogłem nigdzie znaleźć! Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało sie, że po zainstalowaniu hypervisora ESXi aplikację do administracji można ściągnąć bezpośrednio z serwera na którym instalowaliśmy platformę wirtualizacyjną! A nigdzie wcześniej się na taką informację nie natknąłem...
Druga sprawa o której chciałem wspomieć to fakt, iż podczas instalacji oprogramowanie VMware usuwa wszystkie partcje z dysku, na którym go instalujemy. Oznacza to ni mniej ni więcej, że musimy dedykować cały dysk dla ESXa. W moim przypadku oznaczało to usunięcie partycji z oprogramowaniem do zarządzaniem serverem DELL. No cóż... Można sie bez niej obejść.
Co ważne ESX bez problemu poradził sobie z wykryciem macierzy (DELL MD1000) podpiętej do serwera dzięki czemu obrazy wirtualnych maszyn można umieścić bezpiecznie na macierzy, i ewentualnie udostępnić więcej niż jednemu serwerowi.
Teraz pozostało już tylko utworzenie wirtualnych maszyn (ciągle zastanawiam się, czy będzie to Ubuntu, czy CentOS) i ich wdrożenie do istniejącej infrastruktury. Ale to już inna bajka...
środa, 6 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz